Listopad. Ciężko, ale produktywnie.
Fot. Mateusz Kubacki |
Idąc od początku. W ostatnich dniach października odbył się kolejny, niesamowity plener. Prywatny, organizowany w naszej grupie. Klimat był ciężki, prawie wszyscy chorzy, zamiast dźwięków migawek tylko kichnięcia i kaszlnięcia. Mimo to, każdy z nas, chociaż musiał zbierać siły trochę dłużej niż zazwyczaj w końcu brał się do roboty i coś z tego wychodziło. Pojechaliśmy po obchodach Dniach Edukacji Narodowej w szkole, więc wszyscy na galowo i dodatkowe parę niepotrzebnych pierdół w walizce. Pogoda zła nie była, ale do rozpieszczania nas też było jej daleko. Jak to się mówi - chujowo, ale stabilnie. Zauważyłem ogromną zmianę u siebie z każym plenerem, a największą kiedy zacząłem fotografować analogiem. Na pierwszym plenerze zrobiłem mało zdjęć, bo nie czułem się pewnie. Na drugim zrobiłem bardzo dużo (jak na mnie) i byłem całkiem zadowolony, ale bez szału. Odkąd wypstrykałem te pierwsze rolki filmu nawet na cyfrze szanuję spust migawki. Przywożę mało zdjęć, ale zazwyczaj większość jestem w stanie zaakceptować i nie patrzę na nie po jakimś czasie z zażenowaniem. Ciekawe uczucie. Także wracając do tematu, jestem zadowolony i bardzo się cieszę, że pojechaliśmy w takim składzie.
I wtedy nastał on. Listopad. Drobne zdjęcia to tylko początek. Złapałem fajne zlecenie, jednak pochłaniające dużo czasu. Częste konwersacje z klientem, ważąc każde słowo potrafią bardzo rozwinąć. Dobrze, że sam klient okazał się sympatyczny i bezproblemowy, bo przy moim trybie pracy mógłbym szybko zawalić termin. Również na początku miesiąca dostaliśmy informację, że nasza grupa będzie miała wystawę w naszej szkole. Radość i duma przyszły od razu, ale nie spodziewałem się takiej fali stresu później. Jednak o tym za chwilę, bo wcześniej wystartowaliśmy z projektem na konkurs organizowany w naszej szkole - Liga Zawodów. W skrócie - musieliśmy stworzyć 90 sekundowy filmik promujący nasz zawód. Zaczęliśmy spotkania, zebraliśmy chętnych, przystąpiliśmy do burzy mózgów. Wyszła bardzo owocnie. Szkoda, że tylko ona. Między pierwszym spotkaniem, a zabraniem się do pracy minęło tyle czasu, że został nam tylko tydzień, a to i tak po prośbie o przedłużenie terminu. I tutaj wychodzi dopiero ile osób tak naprawdę było zaangażowane, ile jest w stanie wrócić późniejszym autobusem do domu, żeby pomóc w realizacji. Cieszę się, że nasza grupa i kilka osób z pierwszej klasy stanęło na wysokości zadania. Efekt finalny, mimo dużych ograniczeń sprzętowych, dla mnie jest co najmniej zadowalający. Mogę nawet szepnąć, że jak na drugą realizację i trzecie montowanie w życiu jestem całkiem dumny. Efekty niestety mogę pokazać dopiero za jakiś czas, kiedy ogłoszone zostaną wyniki, a film udostępnimy w sieci. 6 dni, kilkanaście osób, kilkadziesiąt godzin pracy.
Fot. Maja Żurawek |
Fot. Maja Żurawek |
Tak. To w ogromnym przyspieszeniu najważniejsze wydarzenia z mojego życia w ostatnich miesiącach. Zaczął się grudzień, kolejna sesja kilka dni temu wykonana. Mam nadzieję, że z końcem roku mój zapał nie spadnie. Z drugiej strony przyda się trochę wolnego. Dziękuję za dobrnięcie do końca. Kurtyna.
Fot. Maja Żurawek |
I oczywiście:
https://www.instagram.com/mateusz_dybek/
https://www.instagram.com/m_kuba_/
https://www.instagram.com/majazurawek/
Komentarze
Prześlij komentarz